Jestem w stu procentach przekonana, że większość Internautów nie raz myślała o założeniu swojego internetowego pamiętnika. Ja również zaliczam się do tego bloga. Moja "kariera" w blogsferze zaczęła się dość wcześnie, bo w szóstej czy piątej klasie podstawówki. Wtedy blogowym światem rządziły blogi o nastoletnich gwiazdach. Wraz z siostrą chciałyśmy podążać za tym trendem, a na naszym celowniku znalazła się niejaka Hilary Duff. Blog umarł śmiercią naturalną, chociaż być może jeszcze istnieje gdzieś w sieci jego adres... Byłam zmuszona kontynuować moje blogerskie przygody solo - moja siostra nie wykazała większego zainteresowania, by móc dalej dopiero co narodzoną pasję. Zaczęłam się interesować grafiką komputerową, a swoje prace publikowałam na kilku blogach. Tworzenie prac pozostało do dzisiaj, lecz blog, hm... Skończyło się jak zwykle. Miesiąc blogowania i basta. Po drodze były jeszcze blogi o tematyce kulinarnej, jednak mój słomiany zapał zwyciężył, a blogi prowadziłam być może jakieś 2 tygodnie. Postanowiłam dać sobie jeszcze jedną szansę. Ta szansa jest inna niż wszystkie. Do założenia bloga zmusiła mnie sytuacja życiowa. Bo gdzie jest lepiej się wyżalić, jak nie w Internecie? Bardzo bym chciała, aby mój pamiętnik był wyjątkowy - nie tylko dla mnie, ale i dla Was, drodzy Czytelnicy. Nie ukrywam, że przez zaistniałą sytuację jest mi bardzo ciężko i często mam ochotę wyżalić się komuś spoza mojego rzeczywistego otoczenia. Opowiem Wam historię, która niedawno wydarzyła się w moim życiu. To zaważyło na tym, że teraz czytacie ten wpis. Przejdę do sedna...
Poniedziałek, 27 maja. Mam katar, gorączkę - myślę sobie - grypa! Od kilku tygodni mam silne pragnienie, lecz cały czas mam również katar. Lekceważę to i jakoś żyję dalej... Jednak tej feralnej nocy, z poniedziałku na wtorek, nigdy nie zapomnę (choć może wydawać się to niemożliwe, bo byłam już wtedy nieprzytomna i zupełnie straciłam świadomość). Przed pójściem spać poszłam jeszcze do łazienki, bo niestety mój żołądek odmówił posłuszeństwa. O 4 nad ranem urwał mi się film. Zdążyłam jedynie zawołać mamę (czego już nie pamiętam). Trafiłam do szpitala. Diagnoza: CUKRZYCA. Miałam kwasicę ketonową, w dodatku ostra niewydolność nerek (byłam już przygotowywana do dializy)... Po 2 dniach pobytu na zwykłym oddziale, przeniesiono mnie na OIOM. Jedną nogą byłam już na tamtym świecie... Obudziłam się chyba 1 czerwca, w Dzień Dziecka. W poniedziałek wieczorem znów powróciłam na tamten oddział i spędziłam tam 2 tygodnie. Pierwszych dni kompletnie nie pamiętam, bo byłam w śpiączce. Po 3 tygodniach i 2 dniach wszystko skończyło się szczęśliwie i wróciłam do domu. Ostateczna diagnoza:
- cukrzyca
- kwasica ketonowa, ketonuria,
- ostra niewydolność nerek (choruje na to 200 osób/1 MILION!)
- ostre zapalenie zatok
- zapalenie płuc
Do tego byłam cała spuchnięta przez problemy z nerkami. Miałam tysiące badań, hektolitry kroplówek, ponad 30 wkłuć (mam cieniutkie żyły, a krew nawet przy grubej nie chce lecieć!). Teraz codziennie stawiam czoła cukrzycy. Jest mi bardzo ciężko. Wciąż jednak wierzę, że będzie szansa na wyleczenie. To mi dodaje sił. Chciałabym, aby ten blog był odskocznią od życia codziennego, dla mnie w tym przypadku od cukrzycy. Chociaż po tym co przeszłam, nic mnie już nie zdziwi. Dam radę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz